Zakładam na nie osobny temat.

Moda na sukces odcinek 2900
Amber stoi na korytarzu w FC. Nerwowo podsłuchuje pode drzwiami.
Tawny: Amber chodź, napijemy się kawy. Niewiadomo jak długo to potrwa.
Amber: Nie! Od tego co tam się dzieje zależy moja przyszłość. Becky musi dostać tę pracę!
*
Eryk: Wyglądasz inaczej niż ostatnio.
Becky: Tak.
Eryk: Doceniam to, ale żeby odnosić sukcesy w naszej branży niewystarczy mieć elegancki kostium. Szukamy osoby wykształoconek z doświadczeniem zawodowym, obawiam się, że niesprostasz tym wymaganiom.
Becky: To ma swoje plusy. Jeśli zatrudni Pan kogoś po studiach, ten ktoś wykona zadanie, ale tak jak został tego nauczony. Prędko się znudzi i wpadnie w rutynę. Ale ktoś taki jak ja, pełen entuzjazmu... Będę przychodzić do pracy z radością, będę się chciała uczyć nowych rzeczy... Piękne CV to tylko papier. Jak przyjdzie co do czego, nie wolałby Pan mieć w firmie osoby takie jak ja?
*
Doktor Donald wchodzi do izolatki.
Donald: Gorączka spadła?
pielęgniarka: Nie, nawet trochę się podniosła.
Donald: Co z lekami?
pielęgniarka: INH, ryfampicyna i INB ściśle według zaleceń.
Donald: Dzowonili z prosektorium?
pielęgniarka: Ja dzwoniłam. Wyślą wyniki sekcji po południu.
Donald: Nie mogę czekać. Muszę natychmias wiedzieć czy wyodrębnili typ prątka.
*
Taylor kaszle.
Taylor: Niepowinieneś tu siedzieć. Gdzie masz maskę?
Ridge: Nie martw się. Nic mi nie grozi poza nerwicą.
Taylor: Bądź ostrożny. Tym tak łatwo się zarazić.
Ridge: Wiem. Bierz leki i za dwa tygodnie stąd wyjdziesz.
Taylor: Biorę i co?
Ridge: Wyglądasz dobrze. Jesteś piękna jak zawsze.
Taylor: Nie czuję się dobrze... Czuję się okropnie. A jeśli leki nie działają? Jeśli zwiększą dawkę? Moje dzieci...
Ridge: Lekarz mówi, że nic im nie grozi. Wyjdziesz z tego. Może nie jutro, ale wyzdrowiejesz. Wiem, że jesteś zmęczona i się boisz, ale dla własnego dobra i dobra dzieci musisz walczyć!
Donald obserwuje przez szybę Taylor i Ridge'a.
Donald: Nie reaguje na leki... Coś jest nie tak...
Pielęgniarka rozmawia przez telefon. Woła doktora Wilsona.
pielęgniarka: Proszę chwilę zaczekać.
Donald: Mówi doktor Donald Wilson.
lekarz z prosektorium: Witam.
Donald: Prosiłem o wyniki sekcji chorego na gruźlicę ze schroniska świętego Teodora. Miał na imię George.
lekarz: Przyczyna śmierci prątek gruźlicy.
Donald: Zrobiliście analizę drobnoustroju? Muszę ją mieć natychmiast!
lekarz: Mam tylko wstępne wyniki.
Donald: Moja pacjentka która zaraziła się od tego człowieka nie reaguje na rutynowe leczenie. Nie wiem dlaczego...
lekarz: Doktorze, mam tu urwanie głowy.
Donald: Muszę wiedzieć jakim prątkiem się zaraziła.
lekarz: Proszę chwilę poczekać, zobaczę.
Donald: Czekam.
(po chwili)
lekarz: Panie doktorze, jest niedobrze.
Donald: Co napisali?
*
Tawny: Jeśli Becky nie dostanie tej pracy, wyślesz ją do domu.
Amber: Nie mogę. Od razu pójdzie do ośrodka adopcyjnego i natychmiast się dowie, że jej dziecko nigdy tam nie trafiło. Jeżeli Becky nie wyjedzie do Paryża, ja stracę męża, rodzinę i ukochanego synka...
*
Eryk: To co mówisz ma sens. Doceniam Twoje dobre chęci, ale nie szukamy stażystki, tylko osoby z kwalifikacjami.
Becky: Uczę się maszynopisania, stenografii, języka francuskiego, kultury Francji...
Eryk: To wspaniale, ale nawet najbardziej intensywna nauka nie wystarczy żeby sprostać wyzwaniu jakim jest ta praca.
Becky: Miałam w życiu wiele wyzwań i sprostałam im.
Eryk: Słyszałem. To był dla Ciebie bardzo trudny rok.
Becky: Pani Forrester powiedziała Panu o moim dziecku?
Eryk: Tak. Oddałaś je do adopcji. Nie musimy o tym rozmawiać.
Becky: Nie mam nic do ukrycia, ale nie sadziłam, że interesuje Pana moje życie prywatne.
Eryk: Nie chcę być wścibski.
Becky: Rozumiem.
Eryk: Usiądźmy.
Becky: Nie zamykam oczu na błędy które popełniam... Próbuję się na nich uczyć.
Eryk: Na błędach?
Becky: Zaszłam w ciążę, oddałam dziecko... Nie chciałam tego, ale nie zapewniłabym mu takiej opieki jakiej potrzebuje. Nie miałam wykształcenia, pracy, przyszłości. Oddając dziecko jakbym się przyznawała, że jestem do niczego. Ale to nieprawda. W Los Angeles przekonałam się, że potrafię być konsekwentna i skuteczna, m.i.n dlatego staram się o tę pracę. Chcę udowodnić sobie i rodzinie, że mój syn byłby dumny z matki takiej jak ja. Życie w obcym kraju, nauka języka obcego to niełatwe. Ale ja przeżyłam dużo trudniejsze chwile. Jeśli dostanę tę pracę, dam z siebie wszystko.
*
Ridge wciąż czuwa przy łóżku Taylor.
Ridge: Nie rozumiem. Powinnaś się czuć lepiej, a mówisz, że jest gorzej. Nadal masz gorączkę, jesteś spocona, kaszlesz... Coś się z Tobą dzieje...
Ridge wychodzi do doktora.
Ridge: Mówił Pan, że leki zadziałają, ale nie ma poprawy.
Donald: Nie ma.
Ridge: Zwiększy Pan dawkę?
Donald: To nie wchodzi w grę.
Ridge: Bo Taylor jest w ciąży?
Donald: Nie. Przekazano mi wyniki sekcji zwłok. Człowiek od którego zaraziła się Taylor miał gruźlicę lekoodporną. Może zaczął leczenie, ale potem je przerwał.
Ridge: Co z tego wynika?
Donald: Że prątki w organizmie stały się odporne na leki które podajemy Taylor.
Ridge: Więc zmieńcie jej leki.
Donald: To nie takie proste. Bardziej intensywne leczenie jest naprawdę niebezpieczne. Taylor może nie zechce podjąc tego ryzyka.
*
Eryk: Rozumiem, że chcesz udowodnić, że jesteś coś warta, ale powiedziałaś, że starasz się o tę pracę również z innych powodów. Jakich?
Becky: Mogę być absolutnie szczera?
Eryk: Oczywiście.
Becky: Tęsknię za swoim synkiem. Tak długo był częścią mnie, a teraz nie wiem co się z nim dzieje. Przez dziewięć miesięcy przygotowywałam się do roli matki, a teraz ta energia, ekscytacja nie ma żadnego ujścia. Czuję się taka bezużyteczna. Mówiłam szczerze. Jeśli Pan podejmie ryzyko i mnie zatrudni, oddam firmie całą siebie.
*
Tawny: Co tam się dzieje? Becky nadal mówi?
Amber: Nie. Pewnie kazał jej się zamknąć.
Tawny: Nic nie słychać.
Amber: Czekaj.
Wtem z gabinetu Forrestera wychodzi Becky.
Tawny: Becky i jak Ci poszło?
Amber: Dostałaś pracę?
becky: Przykro mi. Myślałyście, że mi się uda.
Amber: Nie dostałaś pracy, Pan Forrester odmówił?
Becky: Jeszce nie... Nie chciał mi zrobić przykrości. Powiedziałam mu o dziecku.
Amber: O Twoim synku? Jak mogłaś to zrobić! To miała być rozmowa w sprawie pracy, a nie psychoterapia.
Eryk otwiera drzwi gabinetu.
Eryk: Dobrze, że jeszcze jesteście. Mogę Cię prosić na chwilę? Chętnie porozmawiam z wami wszystkimi. Chciałem to powiedzieć Becky w cztery oczy, ale powinnyście chyba uczestniczyć w tej rozmowie.
Becky: Amber i Ciocia Tawny bardzo mi pomagały. Gdyby nie one, nie zdecydowałabym się na to.
Eryk: Dlatego je poprosiłem. Wybrałem osobę która pojedzie do Paryża.
*
Donald: Te leki są toksyczne. Mogą zaszkodzić dzieciom.
Ridge: Urodzą się niepełnosprawne?
Donald: Tak. Mogą nie widzieć, nie słyszeć, mieć uszkodzone narządy...
Ridge: Nie może Pan jej leczyć?
Donald: Taylor musi podjąć bardzo trudną decyzję. Ta terapia może być zbawienna, ale niesie ze sobą pewne ryzyko.
Ridge: Taylor nie narazi zdrowia dzieci. Musi być jakieś inne wyjście.
Donald: Przykro mi. Jeśli się nie zgodzi na leczenie, mogę tylko zatrzymać ją na obserwacji do czasu porodu.
Ridge: Nie możecie opanować gruźlicy. Taylor czuje się coraz gorzej. W tym stanie nie dotrwa do terminu porodu.
Donald: To nie będzie konieczne. Jak tylko u dzieci rozwiną się płuca wywołamy sztuczny poród.
Ridge: Kiedy?
Donald: W ciągu miesiąca.
Ridge: Miesiąca?
Donald: Twoja żona jest bardzo silna. Wierzę, że nadal będzie walczyć.
Ridge: Jak długo?
Donald: Będziemy ją bacznie obserwować. Gdyby jej stan zaczął się nagle pogarszać...
Ridge: Jak długo można to wytrzymać?
Donald: Nawet cztery miesiące od momentu diagnozy.
Ridge: Została zdiagnozowana jakiś czas temu. Nie możemy czekać. Taylor musi urodzić już teraz!
Donald: Jest za wcześnie. Dzieci mają niewykształcone płuca.
Ridge: Podłączcie je do respiratoea.
Donald: To nie takie proste. Groziłoby im śmiertelne niebezpieczeństwo.
Ridge: Zróbcie coś, Taylor mówiła coś o jakimś zastrzyku.
Donald: Normalnie podalibyśmy dzieciom sterydy które przyśpieszyłyby rozwój płuca, ale matka ma gruźlicę.
Ridge: To co?
Donald: To by zniszczyło układ odpornościowy Taylor. To by ją mogło zabić.
Ridge: Zabije ją czekanie.
Donald: Nie pozwolimy na to. Wiesz ile dla niej znaczą te dzieci. Nie narazi ich na niebezpieczeństwo.
Ridge: Wiem czego chce Taylor. Chce stąd wyjść, wrócić do rodziny, do syna.
Donald: Wróci do domu za miesiąc jak tylko urodzi.
Ridge: Nie słucha mnie Pan!Ona chce wrócić dzisiaj! Chce Pan rozmawiać o ryzyku, rozwarzać możliwości? Odmawiam! Tu chodzi o moją żonę. Nie stracę jej, rozumie Pan? Taka możliwość nie wchodzi w grę. Nie stracę Taylor!
Koniec odcinka 2900.